piątek, 12 kwietnia 2013

Razem jest łatwiej


Kto zrozumie rodzica lepiej niż...drugi rodzic? Zwłaszcza taki, który ma podobny styl życia, cele, a co za tym idzie problemy. Z tego założenia wyszła grupa mam, które wymyśliły ideę Klubu Pracy Rodzica – miejsca, gdzie rodzice mogą realizować swoje cele (nie tylko zawodowe) podczas gdy ich dzieci są pod opieką innych dorosłych. Zasada jest prosta: wzajemnie mobilizują się i wspierają i dzielą tym co mają, czy to będzie czas w opiece nad dziećmi czy pieniądze potrzebne na opłatę niani. Proste? 

Klub Pracy Rodzica docelowo ma mieć jak najwięcej adresów. Pomysłodawczynie chciałyby, żeby minispołeczności rodzicielskie powstawały wszędzie tam, gdzie są tylko potrzebne, tworząc sieć miejsc, w których osoby zaangażowane na co dzień w opiekę nad dziećmi mogły znaleźć potrzebny im czas, motywację i odskocznię. Więcej o projekcie przeczytacie na: http://www.klubpracyrodzica.pl/

Pomysł bardzo nam się podoba i zachęcamy Was do propagowania tej idei. Kluby Pracy Rodzica dobrze się uzupełniają z pomysłem Mama CoWork! 

Dziewczyny z Klubu Pracy Rodzica prowadzą też Klub Nomadów. Warto się wybrać na ich kolejne spotkanie już 14 kwietnia.


czwartek, 4 kwietnia 2013

Prasówka

Dzisiejsza Rzepa i radio PIN donoszą: Polska państwem niechętnym rodzicom. Zajmujemy 212. (sic!) miejsce na 224 kraje świata pod względem wskaźnika dzietności, chociaż nieustannie słyszymy o "prorodzinnej" polityce państwa. Gdzież ona, gdzie?
Żeby nie było, że porównujemy sie do bogatej Skandynawii, autor artykułu (całość TUTAJ) podaje przykład Czech, gdzie singiel musi oddać państwu 42,4 proc. pensji, a rodzina wychowująca dwoje dzieci, w której pracuje jedna osoba, zaledwie 20,7. U nas w obu przypadkach narzuty na wynagrodzenia są duże: single oddają 35,5%, rodziny 29,6%. Czyli różnica to jedyne 5,8%.
Prof. Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha: Skoro tatuś i mamusia muszą znaczną część swojej pensji oddać państwu, to jak spodziewać się, że będą mieli liczne potomstwo (...)  rodzice zachowują się racjonalnie. 
Dzieci kosztują, a skoro państwo jest pazerne, to ludzie wybierają mało liczne rodziny. 
Dodajmy do tego inne prorodzinne ułatwienia: walkę o miejsce w przedszkolu, brak jakichkolwiek zachęt dla samozatrudnionych i język "ciężarów" i "obciążeń" jakim mówi się o matkach i przyszłych matkach. I voila! nie chce się chcieć.