wtorek, 27 listopada 2012

Sokotra na pomidorowo



Warszawa rozwija się kulturowo. Wyrazem tego są między innymi restauracje oferujące różne smaki z dalekich krajów. Hurra! W stolicy znaleźć można wreszcie odbywać dalekie podróże kulinarne, sięgające poza Turcję (kebab) i Chiny/Wietnam (zupy, ryże i makarony). Dowiedziawszy się więc, że pojawiła się lokalna reprezentacja kuchni jemeńskiej, wzięliśmy Córę pod pachę i poszliśmy.

Sokotrę odwiedziłam parę lat temu. Była jednym z „hajlajtów” naszej podróży do Jemenu. Przepiękna wyspa, zalesiona drzewami butelkowymi i smokowcami. Kraina górzysta, malownicza, pełna kóz i dzikich ptaków. Rajskie miejsce z pustymi plażami nad ciepłym oceanem, skrywającym tajemniczy podwodny świat. W przeciwieństwie do większości innych miejsc w Jemenie, gdzie kobiety spowite są w czerń od stóp do głów, tutaj kobiety ubierają się kolorowo i odkrywają twarze. Tak samo jak w innych częściach Jemenu, ludzie są tutaj bardzo gościnni i zainteresowani naszą odmiennością. Pamiętam jeden wieczór przy ognisku z pasterzami, z którymi wymienialiśmy się pieśniami. Nasza „Szła dzieweczka do laseczka” zrobiła absolutną furorę i pewnie po dziś dzień jest odtwarzana z telefonów komórkowych, które panowie wyciągnęli, gdy tylko zaczęliśmy prezentację. No ale, dość tych wspomnień! To ma być przecież post o Warszawie :-) Już wracam do „tu i teraz”.



Zanim wzięliśmy Córę pod pachę, zarezerwowaliśmy stolik przez telefon, co okazało się istotne, bo restauracja w niedzielę była pełna. W karcie znaleźć można zarówno dania kuchni jemeńskiej, jak i hinduskiej. Szukając w głowie wspomnień o tym, co jedliśmy w Jemenie, a w szczególności na Sokorze, przypominaliśmy sobie różne smaki: od niczym nie okraszonego ryżu jedzonego z jednej miski z pasterzami, poprzez pyszne ryby, aż po mięso zapiekane w glinianych misach i podawane ze świetną sałatką z pomidorów. No i soki! Soki wyciskane z czego tylko nam się zamarzyło, m.in. z marchewki (uwaga: sok z marchewki był droższy niż z owoców). Warszawska restauracja „Sokotra” nie pomogła nam zbytnio w odświeżaniu wspomnień. Miejsce jest bardzo miłe, obsługa cierpliwa, ale smak potraw jemeńskich ma wiodącą wyczuwalną nutę sosu pomidorowego, który nie jest zły, ale dość nużący. Sposób podania jedzenia jest w porządku, można się dzielić posiłkiem z innymi, tak więc warto iść w kilka osób. Restauracja dba tez o dzieci, które mają specjalny kącik z książeczkami i zabawkami. Świetne jest typowe dla Jemenu miejsce do jedzenia na podłodze. Tutaj rzeczywiście zadbano o rajską atmosferę dla dzieci i dorosłych. Można rozsiąść się wygodnie na poduszkach, puścić raczkującą Córę luzem, i kosztować dań. Żałuję więc, że dania rozczarowujące, bo chętnie bym do „Sokotry” wróciła. Jeżeli kucharz nie zmieni podejścia, będę zmuszona wyprawić się z Pociechą na jemeńską Sokotrę, co mam nadzieję, będzie za parę lat jeszcze możliwe…

Przyznajemy jeden DUŻY PUNKT za udogodnienia dla dzieci!

piątek, 16 listopada 2012

Cyrk na kółkach



Jest ciężko, ale i śmiesznie zarazem. Na przykład taki KRS. Dzisiaj. Trzy matki z bobasami w wózkach atakujące naprzemiennie okienka z urzędniczkami. Naprzemiennie, bo wycie także występowało naprzemiennie. Dziatki jak widać łaskawe, bo nie było alarmu zbiorowego, tylko krótkie ostrzegawcze J

Urzędniczki także okazały wyrozumiałość. Wprawdzie procedury NICZEGO nie ułatwiają, ale po drugiej stronie trrraaaach – MATKA. O, dzięki Ci PŁODNOŚCI! Matka Urzędniczka pomocna, bezkolejkowa i przekazująca sprawę dalej. Na szczęście, bo gdyby nie to, to zabójcze stawki urzędowe za drobne zmiany w dokumentach fundacji oraz nikomu nie pomagające procedury, zdołowałyby nas koncertowo. 
 


Suma zysków i strat:
- 500 zł za zmiany w KRS – zdecydowanie STRATA
- źle oznakowany parking = taszczenie wózka przez kładkę z popsutą windą – STRATA sił jednej z matek + Pięknego Nieznajomego, który pomagał taszczyć
- dostarczone dokumenty – WIELKA NIEWIADOMA, bo procedury nie przewidują przejrzenia dokumentów na miejscu, w celu ustalenia czy dostarczono wszystkie
- w urzędach też pracują matki – wiedza do wykorzystania w przyszłości – zdecydowanie ZYSK

Wnioski:
- w kupie raźniej, czyli jak coś załatwiać w urzędach, to lepiej zebrać grupkę matek i wspólnie najechać – można to potem obśmiać
- społeczeństwo obywatelskie to fikcja – stawki urzędowe i procedury nie wspierają go w rozwoju
- work & life balance matki małego dziecka to bardzo trudna sztuka

czwartek, 15 listopada 2012

Słodziaki


Matka wyłowiła z sieci kampanię społeczną "Prawdziwe misie". Zdaniem Matki kampania wizualnie (nawiązanie do misia coca-coli) oraz informacyjnie trafia w sedno problemu. Matka jest z czasów, kiedy coca-cola była rarytasem i ozdobą obiadu; w sumie chyba niewiele się zmieniło? Nawet agent 007 pije colę, chociaż tylko z jednym zerem. W każdym razie Bondowi nie popsują się zęby w trakcie zapobiegania przejęcia władzy nad światem przez złowrogą korpo... tfu! organizację.

Matka wylała colę* gdy została matką. A Ty kiedy ją wylejesz?

*przez colę mam na myśli również mirindy i sprajty wszelakie. niezależnie od marki.


wtorek, 6 listopada 2012

Jesienna chandra



Mamazone.pl przysłała mi newsletter i już wiem. MAM CHANDRĘ! Brak słońca, szarość słonia za oknem, niepokojący wiatr i lżejszy bądź mocniejszy deszcz. To wszystko spowodowało, że czuję się jak stara bateria. Łapię się na tym, że przed każdą kolejną czynnością zbieram energię, „łapię moc”, podpieram się, stękam, piję herbatki, marzę o nicnierobieniu. Mamazone.pl mi pisze, że mam „sobie pozwolić”. Otóż, ja bym sobie pozwoliła, a jakże, ale mój time menadżer - Córa – nie pozwala. Córa z jednym zębem wyczuwa zbliżający się kolejny etap w jej i moim życiu. Wie, że zęby (wprawdzie mleczne (sic!)) mogą oznaczać koniec okresu mlecznego. Rychłe rozstanie ze ssakiem też może być jednym z powodów mojej chandry. O tym jednak kiedy indziej.

Co robić z chandrą, gdy ma się dziecko, które Tobą zarządza, zawłaszcza i absorbuje?

Po pierwsze: rozruszać! Powytrząsać, powydychać, wyspacerować – najlepiej z Dzieckiem w chuście, bo bardzo lubi ruch. Wartość dodana: dobrze wytrząśnięta i dotleniona Pociecha chętniej zaśnie.

Po drugie: posłuchać ulubionej muzyki. Też nie trzeba się rozstawać z Córą/Synem. Do muzyki można się wspólnie pokiwać, potańczyć, pobujać, pomasować, itp. (np. Taniec w chustach/Taniec bliskości w czwartki od 14.00 do 15.00 w „Jogarytm” http://jogarytm.pl) Wartość dodana: Dziecko się wyciszy i chętniej zaśnie.



Po trzecie: jeść śniadania na ciepło. I nie chodzi mi tylko o ciepłą kawę lub herbatę, ale o kaszę, owsiankę, czy gotowane płatki z dodatkami. Wartość dodana: Dziecko zje to samo co Ty, tak więc nie musisz robić nic dodatkowo.

Po czwarte: spotykać się z ludźmi. Nawet jeżeli znajomi i rodzina mają już dość Twojej chandry, idź do mamowej kawiarni, w której możesz wziąć udział w jakiś zajęciach z Pociechą (np. http://pomponart.pl/?page_id=74&lang=pl, http://www.kredkafe.pl/kredkowe-zajecia.html, http://www.plac-zabaw.waw.pl/index.php?option=com_content&view=category&layout=blog&id=38&Itemid=62, http://www.molokidscafe.pl/dla_dzieci.html i inne), albo po prostu posiedzieć. Wartość dodana: możesz spotkać inne osoby z chandrą, co w zależności od tego, jaki tym osobowości reprezentujesz, albo wpłynie na Ciebie mobilizująco, albo dołująco. W każdym razie, na pewno wpłynie :-)

Pewnie jest tego więcej. Zaparzę kawę i pomyślę.

A co Ty robisz, by odpędzić zły nastrój?  

niedziela, 4 listopada 2012

Sprawy garderobiane

Matka natura się zreflektowała i odpuściła nam jesienne śniegi.  I choć początek listopada wygląda dużo lepiej niż końcówka października, złota jesień w tym roku już se ne vrati. Matka wyciągnęła z kufra futro i stanęła przed dylematem: w co ubierać Młodego? Sytuacja lekka nie jest, samo ubieranie jest procesem dość żmudnym, który na dodatek trzeba skoordynować z ubieraniem samej siebie. Podobno przy większej liczbie dzieci każdą kolejną młodą osóbkę po ubraniu wystawia się na balkon (patent znajomej). Ale co zakładać? Jeśli już teraz jedziemy z rajstopkami pod spodenki, to co założymy przy -5? Od jakiej temperatury należy wkładać kombinezonik? Czy dwie warstwy bluzek i futerko to mało czy dużo? A co z rękawiczkami (Młody nie przewiduje możliwości wkładania niczego na łapki)? Czy cieplej ubierać do wózka czy w nosidło? Czy kilkumiesięcznym brzdącom zakłada się szaliczek?
Póki co Matka opracowała pewne standardy, ale pomysłowość kończy się w granicach zera stopni. Na -10 pomysłów brak. Dobre rady chętnie przyjmiemy!