poniedziałek, 31 grudnia 2012

Koniczek



W ostatni dzień roku wybraliśmy się obejrzeć wystawy. Muzeum Etnograficzna i Zachęta. Roczna Córa uwielbia bywać, tak więc zaprezentowała pełnię szczęścia i oczy szeroko otwarte. Rodzice też sztukę lubią, ale Młoda wyraźnie i szczerze docenia.

Matka doceniła za to Ethno Cafe Bílý Koníček w Etnograficznym http://www.ethnomuseum.pl/index.php/dla-zwiedzajacych/klubokawiarnia-bily-konicek. Po raz kolejny, ale teraz z perspektywy Matki Rocznej Córy. C-U-D-O-W-N-I-E. Wielka kanapa z zabawkami, którymi dzieciak może się do woli bawić. Książeczki do dotykania, oglądania i czytania. Zarówno dla małych, jak i dla dużych. Bezproblemowa obsługa: wrzątek, serwetki w dużych ilościach itp., by Młoda zjadła co tam Matka w słojach przyniosła. Po jedzeniu znowu kanapa, na której można wygodnie pokarmić, oglądając sobie grzbiety pięknych książek. Plus kawa. Można zamówić etiopską, sumatryjską i inne, parzone na sposób brazylijski, japoński, lub po prostu w tygielku. Pełen relaks! 

Za ten dzisiejszy luz i piękną przestrzeń przyznaję wszystkie możliwe absolutnie subiektywne punkty!!! 


sobota, 8 grudnia 2012

Śnieżna Cisza


Spadł. Biały. I leży. Ciiiszzzzza. Córa z Ojcem śpią w sypialni. Matka skończyła pierwsze krzątanie. Ciiiszzzzza. Oby trwała. Bez planów, bez gonitwy myśli. Przeczyszczam mózg. Bez pośpiechu korzystam z tej chwili, która prędzej czy później zostanie brutalnie przerwana przez wrzask Córy. Biały widok cudnie wycisza. Nie oczekuję, nie gonię, po prostu piszę. Tak mało było takich chwil przez ten rok. Widok przypomina ten, który widziałam z okien szpitala, w którym wyjęto na świat kolejne małe dziecko. Moje – nasze – dziecko. Niewiele pamiętam. Gdy mnie obudzono Mała już tam była. Nieporadnie próbowała ssać moją pierś. Tak samo nieporadnie jak ja próbowałam ją jej podać. Unieruchomiona bólem, dotykałam moje małe dziecko, zachwycona jego miękkością i ciepłem. Niewiele pamiętam z tej naszej pierwszej chwili i trochę tego żałuję. Jak przekłuty worek, z ponarkozową chmurą w głowie, głównie dziwiłam się podstawowo: kiedy? jak? kto? co? Trzymałam by nie uszkodzić, patrzyłam i gładziłam. Zbolałe ciało i zmęczone ciałko. Szorstkie śpiochy i czapeczka. Pokrwawiona koszula. Dziecko kwilące w przezroczystym plastikowym pudełku. Kryształowa trumienka Królewny Śnieżki. Chcę ją przytulić! Pielęgniarka podaje mi Malutką. Lepiej, spokojniej, bezpieczniej. Ciiiszzzzza. Za oknem biało, bezwietrznie…a z sypialni słyszę już modelowo sformatowany wrzask rocznego dziecko. 

niedziela, 2 grudnia 2012

Smykofonia

W sobotę Młode szt.2, Matki szt. 1 oraz Ojcowie szt.2 wybrali się na Smykofonię, koncerty muzyczne dla melomaluszków. Sobotni koncert był w tematyce okołojesiennej, kapał deszcz w Polce Pizzicato Delibesa, szumiał wiatr w Pieśni jesiennej Czjkowskiego, a maluchy podrygiwały, gu-gały, piszczały, brzdąkały na instrumentach i grzechotkach... Starsze panienki i kawalerowie zdecydowali się nawet na tańce. Rodzice zaś kiwali ze znawstwem głowami, gdy prowadząca o wdzięcznym nazwisku Wdzięczyńska zapowiadała Kukułkę Daquina oraz prężyli dumnie piersi gdy ich młode podrygiwało w rytm muzyki.
A wszystko to działo się w  Mazowieckim Centrum Kultury i Sztuki,  ramach projektu fundacji "Muzyka jest dla wszystkich". Koncerty podzielone są na grupy wiekowe: o 10.00 umuzykalniają się maluchy w wieku do 2 lat, o 11.15 rozpoczyna się koncert dla młodzieży do 5 r.ż., a w samo południe startują starszaki. Następny koncert 15 grudnia - kolędowanie!
Idziemy?

O Smykofonii przeczytasz TUTAJ
Gdzie to się dzieje: Mazowieckie Centrum Kultury i Sztuki, ul. Elektoralna 12
Jak tam się dostać: spacerem z Placu Bankowego, da radę z wózkiem.
Bilety można kupić na miejscu, chociaż lepiej z wyprzedzeniem przez ebilet.pl

wtorek, 27 listopada 2012

Sokotra na pomidorowo



Warszawa rozwija się kulturowo. Wyrazem tego są między innymi restauracje oferujące różne smaki z dalekich krajów. Hurra! W stolicy znaleźć można wreszcie odbywać dalekie podróże kulinarne, sięgające poza Turcję (kebab) i Chiny/Wietnam (zupy, ryże i makarony). Dowiedziawszy się więc, że pojawiła się lokalna reprezentacja kuchni jemeńskiej, wzięliśmy Córę pod pachę i poszliśmy.

Sokotrę odwiedziłam parę lat temu. Była jednym z „hajlajtów” naszej podróży do Jemenu. Przepiękna wyspa, zalesiona drzewami butelkowymi i smokowcami. Kraina górzysta, malownicza, pełna kóz i dzikich ptaków. Rajskie miejsce z pustymi plażami nad ciepłym oceanem, skrywającym tajemniczy podwodny świat. W przeciwieństwie do większości innych miejsc w Jemenie, gdzie kobiety spowite są w czerń od stóp do głów, tutaj kobiety ubierają się kolorowo i odkrywają twarze. Tak samo jak w innych częściach Jemenu, ludzie są tutaj bardzo gościnni i zainteresowani naszą odmiennością. Pamiętam jeden wieczór przy ognisku z pasterzami, z którymi wymienialiśmy się pieśniami. Nasza „Szła dzieweczka do laseczka” zrobiła absolutną furorę i pewnie po dziś dzień jest odtwarzana z telefonów komórkowych, które panowie wyciągnęli, gdy tylko zaczęliśmy prezentację. No ale, dość tych wspomnień! To ma być przecież post o Warszawie :-) Już wracam do „tu i teraz”.



Zanim wzięliśmy Córę pod pachę, zarezerwowaliśmy stolik przez telefon, co okazało się istotne, bo restauracja w niedzielę była pełna. W karcie znaleźć można zarówno dania kuchni jemeńskiej, jak i hinduskiej. Szukając w głowie wspomnień o tym, co jedliśmy w Jemenie, a w szczególności na Sokorze, przypominaliśmy sobie różne smaki: od niczym nie okraszonego ryżu jedzonego z jednej miski z pasterzami, poprzez pyszne ryby, aż po mięso zapiekane w glinianych misach i podawane ze świetną sałatką z pomidorów. No i soki! Soki wyciskane z czego tylko nam się zamarzyło, m.in. z marchewki (uwaga: sok z marchewki był droższy niż z owoców). Warszawska restauracja „Sokotra” nie pomogła nam zbytnio w odświeżaniu wspomnień. Miejsce jest bardzo miłe, obsługa cierpliwa, ale smak potraw jemeńskich ma wiodącą wyczuwalną nutę sosu pomidorowego, który nie jest zły, ale dość nużący. Sposób podania jedzenia jest w porządku, można się dzielić posiłkiem z innymi, tak więc warto iść w kilka osób. Restauracja dba tez o dzieci, które mają specjalny kącik z książeczkami i zabawkami. Świetne jest typowe dla Jemenu miejsce do jedzenia na podłodze. Tutaj rzeczywiście zadbano o rajską atmosferę dla dzieci i dorosłych. Można rozsiąść się wygodnie na poduszkach, puścić raczkującą Córę luzem, i kosztować dań. Żałuję więc, że dania rozczarowujące, bo chętnie bym do „Sokotry” wróciła. Jeżeli kucharz nie zmieni podejścia, będę zmuszona wyprawić się z Pociechą na jemeńską Sokotrę, co mam nadzieję, będzie za parę lat jeszcze możliwe…

Przyznajemy jeden DUŻY PUNKT za udogodnienia dla dzieci!

piątek, 16 listopada 2012

Cyrk na kółkach



Jest ciężko, ale i śmiesznie zarazem. Na przykład taki KRS. Dzisiaj. Trzy matki z bobasami w wózkach atakujące naprzemiennie okienka z urzędniczkami. Naprzemiennie, bo wycie także występowało naprzemiennie. Dziatki jak widać łaskawe, bo nie było alarmu zbiorowego, tylko krótkie ostrzegawcze J

Urzędniczki także okazały wyrozumiałość. Wprawdzie procedury NICZEGO nie ułatwiają, ale po drugiej stronie trrraaaach – MATKA. O, dzięki Ci PŁODNOŚCI! Matka Urzędniczka pomocna, bezkolejkowa i przekazująca sprawę dalej. Na szczęście, bo gdyby nie to, to zabójcze stawki urzędowe za drobne zmiany w dokumentach fundacji oraz nikomu nie pomagające procedury, zdołowałyby nas koncertowo. 
 


Suma zysków i strat:
- 500 zł za zmiany w KRS – zdecydowanie STRATA
- źle oznakowany parking = taszczenie wózka przez kładkę z popsutą windą – STRATA sił jednej z matek + Pięknego Nieznajomego, który pomagał taszczyć
- dostarczone dokumenty – WIELKA NIEWIADOMA, bo procedury nie przewidują przejrzenia dokumentów na miejscu, w celu ustalenia czy dostarczono wszystkie
- w urzędach też pracują matki – wiedza do wykorzystania w przyszłości – zdecydowanie ZYSK

Wnioski:
- w kupie raźniej, czyli jak coś załatwiać w urzędach, to lepiej zebrać grupkę matek i wspólnie najechać – można to potem obśmiać
- społeczeństwo obywatelskie to fikcja – stawki urzędowe i procedury nie wspierają go w rozwoju
- work & life balance matki małego dziecka to bardzo trudna sztuka

czwartek, 15 listopada 2012

Słodziaki


Matka wyłowiła z sieci kampanię społeczną "Prawdziwe misie". Zdaniem Matki kampania wizualnie (nawiązanie do misia coca-coli) oraz informacyjnie trafia w sedno problemu. Matka jest z czasów, kiedy coca-cola była rarytasem i ozdobą obiadu; w sumie chyba niewiele się zmieniło? Nawet agent 007 pije colę, chociaż tylko z jednym zerem. W każdym razie Bondowi nie popsują się zęby w trakcie zapobiegania przejęcia władzy nad światem przez złowrogą korpo... tfu! organizację.

Matka wylała colę* gdy została matką. A Ty kiedy ją wylejesz?

*przez colę mam na myśli również mirindy i sprajty wszelakie. niezależnie od marki.


wtorek, 6 listopada 2012

Jesienna chandra



Mamazone.pl przysłała mi newsletter i już wiem. MAM CHANDRĘ! Brak słońca, szarość słonia za oknem, niepokojący wiatr i lżejszy bądź mocniejszy deszcz. To wszystko spowodowało, że czuję się jak stara bateria. Łapię się na tym, że przed każdą kolejną czynnością zbieram energię, „łapię moc”, podpieram się, stękam, piję herbatki, marzę o nicnierobieniu. Mamazone.pl mi pisze, że mam „sobie pozwolić”. Otóż, ja bym sobie pozwoliła, a jakże, ale mój time menadżer - Córa – nie pozwala. Córa z jednym zębem wyczuwa zbliżający się kolejny etap w jej i moim życiu. Wie, że zęby (wprawdzie mleczne (sic!)) mogą oznaczać koniec okresu mlecznego. Rychłe rozstanie ze ssakiem też może być jednym z powodów mojej chandry. O tym jednak kiedy indziej.

Co robić z chandrą, gdy ma się dziecko, które Tobą zarządza, zawłaszcza i absorbuje?

Po pierwsze: rozruszać! Powytrząsać, powydychać, wyspacerować – najlepiej z Dzieckiem w chuście, bo bardzo lubi ruch. Wartość dodana: dobrze wytrząśnięta i dotleniona Pociecha chętniej zaśnie.

Po drugie: posłuchać ulubionej muzyki. Też nie trzeba się rozstawać z Córą/Synem. Do muzyki można się wspólnie pokiwać, potańczyć, pobujać, pomasować, itp. (np. Taniec w chustach/Taniec bliskości w czwartki od 14.00 do 15.00 w „Jogarytm” http://jogarytm.pl) Wartość dodana: Dziecko się wyciszy i chętniej zaśnie.



Po trzecie: jeść śniadania na ciepło. I nie chodzi mi tylko o ciepłą kawę lub herbatę, ale o kaszę, owsiankę, czy gotowane płatki z dodatkami. Wartość dodana: Dziecko zje to samo co Ty, tak więc nie musisz robić nic dodatkowo.

Po czwarte: spotykać się z ludźmi. Nawet jeżeli znajomi i rodzina mają już dość Twojej chandry, idź do mamowej kawiarni, w której możesz wziąć udział w jakiś zajęciach z Pociechą (np. http://pomponart.pl/?page_id=74&lang=pl, http://www.kredkafe.pl/kredkowe-zajecia.html, http://www.plac-zabaw.waw.pl/index.php?option=com_content&view=category&layout=blog&id=38&Itemid=62, http://www.molokidscafe.pl/dla_dzieci.html i inne), albo po prostu posiedzieć. Wartość dodana: możesz spotkać inne osoby z chandrą, co w zależności od tego, jaki tym osobowości reprezentujesz, albo wpłynie na Ciebie mobilizująco, albo dołująco. W każdym razie, na pewno wpłynie :-)

Pewnie jest tego więcej. Zaparzę kawę i pomyślę.

A co Ty robisz, by odpędzić zły nastrój?  

niedziela, 4 listopada 2012

Sprawy garderobiane

Matka natura się zreflektowała i odpuściła nam jesienne śniegi.  I choć początek listopada wygląda dużo lepiej niż końcówka października, złota jesień w tym roku już se ne vrati. Matka wyciągnęła z kufra futro i stanęła przed dylematem: w co ubierać Młodego? Sytuacja lekka nie jest, samo ubieranie jest procesem dość żmudnym, który na dodatek trzeba skoordynować z ubieraniem samej siebie. Podobno przy większej liczbie dzieci każdą kolejną młodą osóbkę po ubraniu wystawia się na balkon (patent znajomej). Ale co zakładać? Jeśli już teraz jedziemy z rajstopkami pod spodenki, to co założymy przy -5? Od jakiej temperatury należy wkładać kombinezonik? Czy dwie warstwy bluzek i futerko to mało czy dużo? A co z rękawiczkami (Młody nie przewiduje możliwości wkładania niczego na łapki)? Czy cieplej ubierać do wózka czy w nosidło? Czy kilkumiesięcznym brzdącom zakłada się szaliczek?
Póki co Matka opracowała pewne standardy, ale pomysłowość kończy się w granicach zera stopni. Na -10 pomysłów brak. Dobre rady chętnie przyjmiemy!

poniedziałek, 29 października 2012

Nie sama pizzą człowiek żyje, ale…



Czasem się skusi, bo szybko i smaczne. Tak też się stało, gdy w ostatnią mroźną wilgotną i wietrzną brrrr-sobotę odwiedziliśmy restaurację „Non solo pizza” na warszawskiej Ochocie http://www.nonsolo.pl. Stolik na nas czekał, co w tym miejscu nie jest oczywiste, bo wciąż dużo ludzi. Oprócz wolnego stołu, czekała też miła obsługa kelnerska oraz szybko, bez proszenia, zorganizowane krzesełko dla Dziecka. Dziecko obecnie krzyczy z radości, gdy się ją sadza na takim tronie. Okrzyki przyjmowano w „Non solo…” ze zrozumieniem. Do tego jak zawsze dobra pizza, którą można zamówić na cieście „zwykłym” bądź razowym, ciepło bijące od pieca do pieczenia ciasta i miły harmider, jak w „małej Italii”.  

Nie jadam pizzy często, ale jeżeli już to tę w „Non solo pizza” polecam! Moja bezzębna pociecha też poleca – szczególnie jej brzegi. 


Adres: ul. Grójecka 28/30
Dojazd: czymkolwiek do Placu Narutowicza, stamtąd to już bardzo blisko; jeszcze lepiej dojechać do przystanku „Ratusz – Ochota”

wtorek, 23 października 2012

Kępa Cafe

W ostatni (podobno, ale nie wierzymy w to) weekend złotej jesieni Matka wybrała się z Młodym i jego Tatą na spacer po Saskiej Kępie. Od ostatniego spaceru po tamtych rejonach minęło sporo czasu (można powiedzieć, że było to 10 kilo / jeden bobas temu) i Matka z radością odkryła nowe miejsca, ale z nie mniejszą radością przywitała znane i lubiane. Takim miejscem jest Kępa Cafe (fejsbukowa strona - kliknij TUTAJ). W zasadzie nie jest to miejsce infrastrukturalnie sprzyjające Matkom: przestrzeń niewielka, strome i zawijasowate zejście do łazienki, schody do wejścia. Przeszkody te jednak topnieją w cieple osób prowadzących Kępę. Wózek? nie ma problemu! przesuwamy meble, przytrzymujemy drzwi, przestrzeń nagle w cudowny sposób dopasowuje się do rodziców z Młodym. matka karmi? nie ma problemu! Młody wyje? luz. Pewnie dlatego Kępa ściąga klientów z dziećmi. Gry i zabawki dostępne, dla starszych - wybór książek i prasy.
***
Od strony jedzeniowej jest też na luzie: dużo fairtrade'owych kaw i herbat (polecam pomarańczowo-waniliową), ciasta ładne i brzydkie, ale wszystkie dobre, domowej roboty i można dostać przepis. Oprócz tego standardy: milkszejki, kanapuśki itp. Podobno kroi się zmiana menu.
Zresztą same sprawdźcie.

Adres: Finlandzka 12a
Dojazd: tramwaje 7, 8, 9, 22, 24, 25, autobusy 111, 117, 158, 509, 521, 517

środa, 17 października 2012

Odloty II



A tymczasem w odległym Krakowie….
  
Dzieciak szczęśliwie ssący uśmiechał się do wielkich fototapetowych owieczek wpatrujących się łapczywie w moje mleko. Miękki fotel otulał mnie ze wszystkich stron i tylko trzy kroki dzieliły mnie nas od przewijaka i umywalki. Czas stanął, a gwar lotniska pozostał za drzwiami pokoju rodzinnego. To się nie dzieje, pomyślałam, jeszcze głębiej zapadając się w siedzisko fotela.

To nie sen! To jawa! Krakowianie pomyśleli o specjalnych potrzebach osób podróżujących z dziećmi http://www.krakowairport.pl/pl/37/192/193/Podroz-z-dzieckiem Lotnisko jest niewielkie, ale rozwiązane w sposób przyjazny, co nasza mała rodzina przyjęła z ulgą. Są przewijaki w łazienkach (standardowo w damskich, ale są), działająca winda, miejsce do zabawy, jak i automat z jedzeniem dla dzieci, którego nie testowałam, ale fajnie że jest. Mało tego, pracownicy lotniska mili i uczynni.

Aż miło się wracało na takie lotnisko po wakacjach! Potem tylko nieszczęsne parę godzin w przepełnionym i brudnym pociągu bez żadnych udogodnień, i jesteśmy w domu :-)

wtorek, 9 października 2012

Odloty

Matki postanowiły z nastaniem jesieni ruszyć w ciepłe kraje. Zanim jednak zanurzyły stopy własne i swych dziatek w wodach morza Śródziemnego, zanim rozpoczęły zwiedzanie ruin pradawnych, zwiedzić musiały porty lotnicze. Niektóre nawet nieplanowanie długo.
Okęcie (dla kamuflażu zwane portem lotniczym im. F. Chopina) ma na swojej stronie internetowej (tutaj) przyjemny tekst o przyjazności dzieciom, podpisany przez rzecznika lotniska. Zasadniczo wszystko się zgadza:
  • są pokoje do przewijania i placyki zabaw, niestety rodzic podróżujący samotnie z wózkiem z regularnej toalety nie skorzysta (opcją zastępczą jest toaleta dla niepełnosprawnych);
  • pasażerowie z dziećmi mogą zgłosić się do kontroli bezpieczeństwa i przejść ją bez konieczności oczekiwania w kolejce z innymi podróżnymi  - prawdopodobnie, nie było kolejki, więc nie sprawdziliśmy;
  • można przejść z butelką z mlekiem, ale już woda dla matki karmiącej jest podejrzana i zabroniona; 
  • nie wiemy, czy można wypożyczyć wózek, natomiast z doświadczeń rodzinnych wiemy, że wypożyczenie wózka dla niepełnosprawnego wiąże się z baaardzo długim oczekiwaniem (i final call nie robi obsłudze różnicy);
Jest jednak haczyk pt. "O szczegóły trzeba pytać obsługę". A obsługa Okęcia jest zaprogramowana na nie wiem, nie chcę wiedzieć i ja tu tylko sprzątam. Na przykład: do samolotu trzeba zejść schodami, ponieważ windy czasem są, a czasem nie ma, a czasem są, ale nie działają bez obsługi lotniska (czyt.: nie działają). Kto pomoże znieść wózek? Nie wiem/ja tu tylko odcinam karty pokładowe. Czy może pomóc ktoś z obsługi? Nie wiem/ja tu tylko stoję. Czy możemy przejść bez kolejki? Nie wiem/proszę zapytać kolejkę (180 osób). Itd.
Podsumowując: panie rzeczniku, czy pracownicy lotniska czytali pana tekst?