sobota, 8 grudnia 2012

Śnieżna Cisza


Spadł. Biały. I leży. Ciiiszzzzza. Córa z Ojcem śpią w sypialni. Matka skończyła pierwsze krzątanie. Ciiiszzzzza. Oby trwała. Bez planów, bez gonitwy myśli. Przeczyszczam mózg. Bez pośpiechu korzystam z tej chwili, która prędzej czy później zostanie brutalnie przerwana przez wrzask Córy. Biały widok cudnie wycisza. Nie oczekuję, nie gonię, po prostu piszę. Tak mało było takich chwil przez ten rok. Widok przypomina ten, który widziałam z okien szpitala, w którym wyjęto na świat kolejne małe dziecko. Moje – nasze – dziecko. Niewiele pamiętam. Gdy mnie obudzono Mała już tam była. Nieporadnie próbowała ssać moją pierś. Tak samo nieporadnie jak ja próbowałam ją jej podać. Unieruchomiona bólem, dotykałam moje małe dziecko, zachwycona jego miękkością i ciepłem. Niewiele pamiętam z tej naszej pierwszej chwili i trochę tego żałuję. Jak przekłuty worek, z ponarkozową chmurą w głowie, głównie dziwiłam się podstawowo: kiedy? jak? kto? co? Trzymałam by nie uszkodzić, patrzyłam i gładziłam. Zbolałe ciało i zmęczone ciałko. Szorstkie śpiochy i czapeczka. Pokrwawiona koszula. Dziecko kwilące w przezroczystym plastikowym pudełku. Kryształowa trumienka Królewny Śnieżki. Chcę ją przytulić! Pielęgniarka podaje mi Malutką. Lepiej, spokojniej, bezpieczniej. Ciiiszzzzza. Za oknem biało, bezwietrznie…a z sypialni słyszę już modelowo sformatowany wrzask rocznego dziecko. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz