poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Godzina W


Godzina dWudziesta wybiła. Dzidka już pochrapuje przez nos jak ryba z MiniMini, ja rzucam się poczywać. Przedtem jednak nastawiam pranie, myję część naczyń (całej góry nie zmieszczę na tej gustownej i niepraktycznej suszarce), wrzucam zabawki do pudła, zaparzam herbatę, w drodze do pokoju zjadam kanapkę. Część ląduje na podłodze, obok zaschniętej marchewki albo innej dyni. Wracam do kuchni, biorę ścierkę, ścieram. Siadam i dojadam. Włączam komputer i zaczynam. No właśnie, co. Wsysa mnie non-real i mieli jak maszynka do mięsa. Za dwie godziny jestem zmielona i zmieszana. Co to ja właściwie miałam… Nie wiem, nie pamiętam. Mam dziecko. Pochrapuje. Śliczne. Ze mnie takie? Ile to już, no kawałek, jakieś osiem miesięcy, dodać do tego dziewięć prenatalnych, to ile to będzie… Jakieś… Zasypiam psia kość! Ja nie chcę zasypiać! Blog przecież pisać będę, co go chcę, choć nie chciałam. Jeszcze inne rzeczy też chcę, ale już dzisiaj nie mogę. Będę. Wkrótce.

Wieczorny scenariusz, który powtarza się często, zbyt często. Jak radzić sobie ze zmęczeniem będąc mamą? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz