Matka się zastanawia: co stanowi o tacierzyństwie? Ta zmiana jest przecież inna, mniej fizyczna. Matka szpera w necie i znajduje kampanię (starą, bo z 2005 roku): Zanim zostaniesz ojcem, bądź mężczyzną (szczegóły TUTAJ)
Matkę intryguje stwierdzenie: "Nie każdy ojciec jest tatą. Na to miano trzeba sobie zasłużyć". Kto liczy zasługi? Czy ktoś poza dzieckiem ma prawo do oceny?

Matka się wzrusza (a może to tylko oksytocyna?). A potem mata czyta w Rzepie, że boom jest na urlopy tacierzyńskie: "Z najnowszych danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wynika, że w 2012 r. z dwutygodniowego urlopu ojcowskiego skorzystało 28,6 tys. ojców (z firm zatrudniających do 20 osób – innych danych ZUS nie ma). Dla porównania, w 2011 r. było ich zaledwie 14,9 tys., rok wcześniej – 17,2 tys.". I pytanie, czy się cieszyć. Że niby postęp i sukces - ojcowie chcą mieć większy wpływ na wychowanie swoich dzieci. A z drugiej strony prawny bacik: "do brania urlopów dopinguje świadomość, że jeśli tego nie zrobią, wolne dni im przepadną". Matka się dziwi: to do ojca trzeba bacikiem i marcheweczką, jak do krnąbrnego osiołka? Do ojca: menadżera, specjalisty, samego-sobie-sterem-i-okrętem? To jak jest z tymi ojcowskimi kompetencjami?