Weekend
weekend i po weekendzie.
Godzina dWudziesta
skończyła się już jakieś dwie godziny temu. Stupor przybył i trzyma. Kurcze,
miałam coś sprawdzić. Miałam ogarnąć umysłem. Przeanalizować. Dojść do
wniosków. Nie sprawdzam, bo nie pamiętam co. Nie ogarniam, bo w związku z tym,
nie mam czego. Nie analizuję i nie mam wniosków. Stuporzę się. Tkwię.
Nagotowałam za to na
śniadanie. Ale dla nas. Nie dla Dzidki. Bo po weekendzie wiatr hula w lodówce.
Nie żeby zwykle była jakaś pełna, ale teraz huuula on, przez duże HU. Zrobiłam
pastę soczewicową. Najprostszą na świecie. Gdyby nie to, to wcale by mi się nie
chciało.
Pasta soczewicowa
- ¾ szklanki czerwonej
soczewicy
- wrzątek
- przyprawy: tymianek,
curry (na oko)
Wsypuję soczewicę do
garnka. Zalewam wrzątkiem, tak by
soczewica była przykryta. Zaczynam gotować. Po chwili dodaję przyprawy. Dzisiaj
nie miałam tymianku i curry. Dodałam więc zioła prowansalskie i trochę czosnku
granulowanego, bo okazało się, że mam. W mojej kuchni jest mało soli, więc nie
dodałam, ale na pewno można. Jestem przekonana, że można pastę zaostrzyć,
dodając pieprz i/lub chilli.
Całość gotuję około 15
minut, od czasu do czasu mieszając. W celu uzyskania konsystencji pasty,
ucieram blenderem. Przekładam do miski i wkładam do lodówki.
Świetnie smakuje na
chlebie. Najlepiej razowym.
Tak więc, byle do rana!
A ja polecam pasztet soczewicowo-dyniowy! Trochę więcej pracy niż przy paście, ale efekt końcowy wynagradza trud i brudne naczynia. (Czerwona soczewica, dynia, marchewka, cebula, curry, sól, pieprz, listek laurowy, ziele, a do zagęszczenia otręby i kaszka kukurydziana)
OdpowiedzUsuń