Człowiek z wózkiem z
Warszawy nie wyjedzie. Zmodernizowany dworzec PKP jest twierdzą nie do
zdobycia. Próbowałam wejść, a potem próbowałam wyjść. Z wózkiem. NIE DA SIĘ!
Rozgoryczenie moje jest
duże. Wyjątkowo wzięłam Dzidkę do wózka i poległam. Centrum Miasta Warszawy.
Koleje polskie. Może i nowoczesne, bo jak czytałam niedawno „Polskie pociągi
podbijają Europę”, ale dla zwykłej matki niedostępne.
Schody jak Casino de
Paris zdobyłam, bo miałam nosidełko, z którym zwykle się z Córką poruszamy.
Wózek pomogła znieść miła pani (współczulna, pewnie sama stawała nieraz przed
problemem wózek a schody), potem pomogła mi go wnieść. Dalej radziłam sobie
sama, dopóki nie okazało się, że schody ruchome prowadzące do holu głównego nie
działają. Westchnęłam głęboko i stwierdziłam, że jednak DAM RADĘ. Dziecko na
brzuchu, plecaczek na plecach, a spacerówka w dłoń. DAŁAM. JESTEM WIELKA I
SILNA.
Potem już tylko około 45 minut w Centrum Obsługi Pacjenta, gdzie
najpierw się czeka (ale w tym czasie można Córce dać zjeść obiad), a następnie
pani kasjerka wypisuje (dosłownie – długopisem) blankiety biletów niemowlęcych.
Ponieważ kupowałam ich kilka (2 dorosłych + Dziecko), drukowania i wypisywania
było co niemiara. Pani kaligrafowała, ja coraz mocniej opatulałam Córkę i
siebie, bo klimatyzacja owiewała nachalnym chłodem. Podsumowując: ubaw po
pachy.
Modernizatorom dworca PKP
w Stolicy gratuluję wyobraźni. Oceny nie przyznaję, bo się w naszej skali nie
mieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz